Jestem studentem i aktywistą przeciwko ludobójstwu – wszelkim ludobójstwom, niezależnie od tego, kto jest sprawcą, a kto ofiarą.
W przeszłości moje zainteresowanie ludobójstwem wynikało z konieczności. Mój kraj pochodzenia, Mjanma – za której wolność od rządów wojskowych byłem gotów oddać życie – jest obecnie oskarżony przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości.
Masowe zbrodnie zorganizowane przez państwo i powszechnie wspierane masowe okrucieństwo głównie przeciwko muzułmańskiej społeczności Rohingya są dobrze udokumentowane i prawnie uznane za naruszenie Konwencji o zapobieganiu i karaniu zbrodni ludobójstwa.
Uwolniłem się od patriotyzmu w stylu „mój kraj, słuszny czy nie”: ludobójstwo jest dla mnie absolutną granicą.
Dlatego zeszłomiesięczna 80. rocznica wyzwolenia Auschwitz przez Armię Czerwoną w 1945 roku była dla mnie naturalnym punktem zainteresowania, podobnie jak inne wydarzenia upamiętniające ludobójstwo, czy to w Srebrenicy, Rwandzie, wśród Rohingya, czy w Kambodży.
Jednak poczułem obrzydzenie, gdy usłyszałem słowa Tovy Friedman, urodzonej w Polsce żydowskiej Amerykanki, która przeżyła Auschwitz-Birkenau, największy nazistowski obóz zagłady, mając zaledwie pięć i pół roku.
W pięciominutowym klipie w magazynie Time, Friedman przemawiała do zgromadzenia kilkudziesięciu ocalałych oraz kilkunastu przywódców państw europejskich – w tym króla Wielkiej Brytanii Karola III, premiera Polski Donalda Tuska, prezydenta Francji Emmanuela Macrona, Wołodymyra Zełenskiego z Ukrainy i wysłannika Donalda Trumpa na Bliski Wschód, Steve'a Witkoffa.
Obecnie 85-letnia Friedman podzieliła się przerażającymi wspomnieniami o niemieckich psach strażniczych szczerzących swoje ostre jak brzytwa zęby, o nagich kobietach więźniarkach oraz o czarnym dymie unoszącym się z kominów czterech krematoriów w obozie.
Opowiadała o nieco starszych dziewczynkach – sześcio- lub siedmioletnich – niektórych boso, większości wychudzonych i zagłodzonych, maszerujących przez zaśnieżoną drogę do komór gazowych, drżących i płaczących.
Od Auschwitz do Gazy
Słuchając przemówienia Friedman, zastanawiałem się: „Jak to możliwe, że jakikolwiek człowiek słysząc te historie grozy, nie odczuwa przeszywającego bólu i prawdziwego współczucia dla ofiar nazistowskiego ludobójstwa?”
Podczas wszystkich moich czterech wizyt w Muzeum Auschwitz-Birkenau słyszałem podobnie przerażające opowieści od polskich przewodników.
Podczas jednej z tych wizyt, przechodząc przez barak kobiet – gdzie więźniarki uznane za zbyt chore i niezdolne do pracy niewolniczej były pozostawiane na śmierć – dotknąłem dłonią drewnianej podłogi łóżka w potrójnym piętrowym łóżku, pokrytej widoczną warstwą kurzu, jakby moja empatyczna dłoń mogła dotknąć ich zaginionych dusz.
Nie pytałem, czy byli Żydami, Romami, Sinti czy polskimi partyzantami.
Niestety, obsesja na punkcie bycia ofiarą tylko własnych szeregów - Żydów - w przemówieniu Friedman nie było absolutnie żadnego współczucia dla innych ofiar: nie tylko nazistowskiego ludobójstwa, ale wszystkich ludobójstw po Holokauście, a w szczególności podręcznikowego ludobójstwa, którego Izrael dopuszcza się wobec 2,3 miliona Palestyńczyków.
Od mówienia o okropnościach nazistowskiego ludobójstwa, którego doświadczyła z pierwszej ręki, Friedman nagle zmieniła bieg i opowiedziała naładowanej emocjami publiczności o buntowniczym duchu, którego odkryła w Auschwitz.
Następnie przystąpiła do powtórzenia zmęczonej i starej linii izraelskiej propagandy, łączącej powstanie Izraela z Holokaustem: „Naszą zemstą jest zbudowanie silnego państwa żydowskiego. Izrael jest jedyną demokracją na Bliskim Wschodzie... walczącą o swoje istnienie”.
Wielokrotnie słuchałem tego nagrania, aby zrozumieć sens jej słów i upewnić się, że ja, działacz przeciwko ludobójstwu wspierający prawo Palestyńczyków do życia i wychowywania rodzin w pokoju, nie odczytałem niczego, czego nie zamierzała przekazać w swoim przemówieniu.
Ale jedyne dwie kwestie, które przyszły mi do głowy, to sytuacja kafkowska i orwellowska.
Przesłanie, które wygłosiła z podium przed wejściem do Muzeum Auschwitz-Birkenau - i na tle torów kolejowych, nazistowskiego budynku administracyjnego SS i wagonu bydlęcego - oznaczało całkowite złudzenie, które obecnie prezentuje Izrael.
Złudzenie to jest ujęte w ramy i wyrażone jako nieustanna walka z „egzystencjalnym zagrożeniem” świata ponownie przesiąkniętego strachem i wstrętem do Żydów.
Z praktycznego punktu widzenia, Friedman nieudolnie próbował przedstawić 15 miesięcy ludobójstwa i 57 lat nielegalnej okupacji Palestyny uznanej przez ONZ jako „samoobronę”.
W rzeczywistości polityczny syjonizm jako kolonialny projekt osadniczy narodził się wśród wschodnioeuropejskich Żydów na początku lat osiemdziesiątych XIX wieku. Było to pięć dekad przed dojściem nazistów do władzy w 1933 roku i 60 lat przed uruchomieniem pierwszej komory gazowej w Auschwitz, której pierwszymi ofiarami byli sowieccy jeńcy wojenni.
Zaledwie kilka tygodni temu w Betlejem, znany palestyński teolog i aktywista, Munther Isaac, w przenikliwy sposób powiedział nam - odwiedzającej nas grupie badaczy ludobójstwa i pisarzy z Japonii, Korei Południowej, Kanady, USA, Wielkiej Brytanii i Myanmaru - którą prowadziłem: „Izrael jest kolonią osadniczą zbudowaną na ziemi zamieszkałej przez rdzenną ludność. Kolonia osadnicza z definicji wymaga czystek etnicznych”.
Obnażył on ekspansjonistyczną naturę państwa Izrael, wskazując, w jaki sposób nadal przejmuje ono ziemie w Syrii i południowym Libanie poprzez wojny z wyboru.
Banalność zła
Prowadzi mnie to do rozważań nad niepokojącym tabu, którego każdy człowiek sumienia starannie unika z obawy przed byciem nazwanym „antysemitą”.
Jest nim kwestionowanie wywyższania żydowskich „ocalałych”, jak gdyby byli oni świętymi postaciami, które mają moralny autorytet w kwestii masowych okrucieństw i zorganizowanego ludzkiego okrucieństwa w ogromnej skali, w szczególności w odniesieniu do Izraela i jego zinstytucjonalizowanego apartheidu, sadystycznego okrucieństwa oraz międzynarodowych zbrodni przeciwko rdzennej społeczności arabskiej.
Mam fotograficzne wspomnienie Auschwitz-Birkenau.
Około 150 metrów od podium, na którym Friedman wygłosiła swoje telewizyjne przemówienie, znajduje się barak SS, w którym nazistowscy lekarze zamordowali dziesiątki dzieci, wstrzykując im fenol.
Mówiła o głodzeniu jako o polityce SS, o dzieciach przeznaczonych do komór gazowych i ich „skurczonych” ciałach.
A jednak Friedman postanowiła nie wspomnieć o dzisiejszych liderach jej silnego żydowskiego kraju, którzy otwarcie ogłaszają zamiar zagłodzenia 2,3 miliona Palestyńczyków w więzieniu na wolnym powietrzu w Gazie i eksterminowania 17 000 palestyńskich dzieci jako docelowej podkategorii populacji ofiar.
Nie miała również nic do powiedzenia na temat swojego kraju zamieszkania, USA, które udziela Izraelowi ,,pełnego wsparcia” w jego projekcie unicestwienia Palestyńczyków – jak to ujął słynny żydowski izraelski uczony Lee Mordechai z Uniwersytetu Hebrajskiego w swoim dialogu z naszą międzynarodową delegacją do Palestyny trzy tygodnie temu.
Friedman niewątpliwie potrafi zidentyfikować i artykułować ,,moralną pustkę” Zachodu i Europy, która doprowadziła do poświęcenia Żydów europejskich pod okupacją nazistowską w latach 30. i 40. XX wieku.
A jednak odwróciła wzrok, gdy ,,demokratyczny” finansowany przez pieniądze podatników Izrael zniszczył znaczną część Strefy Gazy w ciągu ostatnich 15 miesięcy,
Wydaje się, że podziela ona pogląd izraelskich liderów, że globalne oburzenie i protesty przeciwko ich zbrodniom w Palestynie to wyraz ,,rozpowszechnionego antysemityzmu”, globalnej manifestacji uprzedzeń, podejrzeń i ekstremizmu wobec Żydów.
W 1995 roku, w Muzeum Pamięci Holokaustu w Waszyngtonie, przeprowadzono wywiad z Louisem Walinskym, zmarłym prezesem Światowego Kongresu Żydów, który był odpowiedzialny za programy kształcenia zawodowego dla tysięcy żydowskich ocalonych w Niemczech i Austrii w latach 1947-48.
W wywiadzie Walinsky podzielił się charakterystycznym ,,niepokojącym” spostrzeżeniem co do ocalałych z nazistowskich obozów – określił, że ,,nie byli to najlepsi ludzie”. To znaczy, nie byli to najbardziej moralnie cnotliwi ludzie.
Cytując osobę, z którą ściśle współpracował przy prowadzeniu tych programów, Walinsky powiedział: ,,Ale wiesz, co on (Jacob Olaseky) mi kiedyś powiedział? To bardzo niepokojące.”
Powiedział: ,,Louie, najlepsi ludzie w (nazistowskich) obozach nie przeżyli. My, którzy przeżyliśmy, nie byliśmy najlepszymi ludźmi. Wiesz, co miał na myśli? Ludzie, którzy kradli racje żywnościowe innych ludzi, którzy naprawdę radzili sobie kosztem innych. Ci, którzy się poświęcali, ci mili, ci delikatni, ci dobrzy. To oni nie przeżyli. Czuł to bardzo, bardzo mocno.”
Louis, pochodzenia żydowsko-rosyjskiego, urodził się w Londynie w 1908 roku, a w wieku czterech lat imigrował do Nowego Jorku z ojcem-rewolucjonistą anarchistą. Studiował ekonomię na Uniwersytecie Cornell, a następnie uczył w Brooklynie, Nowym Jorku.
Podczas II wojny światowej Louis pracował w amerykańskiej Radzie Produkcji Wojennej, a później został wysłany do Niemiec, gdzie pełnił funkcję dyrektora programu kształcenia zawodowego dla ,,przemieszczonych (żydowskich) lub DP” (ang. displaced persons inaczej DP) w amerykańskiej strefie okupacyjnej Niemiec – w Monachium – w 1947 roku.
Był głęboko zaangażowany w transportowanie tysięcy zawodowo przeszkolonych żydowskich uchodźców i sprzętu do Palestyny przed i po utworzeniu państwa Izrael w maju 1948 roku.
Znałem go jako bardzo bliskiego przyjaciela, którego z wielką czułością nazywałem 'Wujek Lou'. Przewodniczył na moim ślubie w Waszyngtonie, pełniąc rolę mojego zastępczego ojca, i pomagał mi na wszelkie możliwe sposoby w mojej działalności na rzecz Wolnej Birmy.
Wiem, że przewracałby się w grobie na widok nieuzasadnionego moralnego wyniesienia ocalonych, którzy nadal opowiadają światu swoje syjonistyczne kłamstwa kosztem Palestyńczyków.
Zmarły narodowy poeta Palestyny, Mahmoud Darwish, nazwał Żydów izraelskich ,,zwycięskimi ofiarami” – ludźmi, którzy, będąc w pozycji siły, władzy i bogactwa, świadomie pozwalają sobie przeistoczyć się w ludobójczych oprawców.
Jak wspominał Wujek Lou, ,,nie najlepsi ludzie'."